Dziś obchodzimy w Kościele uroczystość Niepokalanego Poczęcia Matki Najświętszej. Maryja wie, jak to jest żyć w świecie, bo przecież jak i my była człowiekiem. Wie, ile pokus codziennie na nas czeka. Wie, jak trudno czasem zdobyć się choćby na dobre słowo czy uśmiech. Dlatego – tak jak nasza adwentowa przewodniczka św. Teresa z Avila – możemy prosić Maryję, żeby się nami opiekowała, żeby pomagała nam mieć czyste, dobre serca.
Św. Teresa po śmierci swojej mamy prosiła Maryję, by była jej Mamą. Ale potem – jak pamiętamy – dorastająca Teresa często wyrywała swoją rękę z ręki Matki Bożej i tak postępowała, że jej zachowanie było wielkim zmartwieniem dla taty, ale myślę, że i dla Maryi.
Tata Teresy nie był zachwycony wyczynami swojej córki. Ani czytaniem przez nią powieści rycerskich, ani częstym spędzaniem czasu z kuzynami i braćmi, ani tym, że jego dorastająca córka zbytnio zajmowała się sobą i swoim wyglądem. Ale podobno każdy święty ma taki czas chodzenia po linie nad przepaścią. Tak było i z Teresą.
Do tego wszystkiego była jeszcze jedna osoba, która miała zły wpływ na naszą świętą. To była jej starsza kuzynka Ines, która często przychodziła do jej domu. Jeszcze mama, gdy żyła, bardzo się starała, żeby Ines u nich nie przebywała, ale nie mogła jej tego zabronić, w końcu dziewczyna należała do rodziny. A Teresa była zadowolona, bo bardzo lubiła – jak pisze w „Księdze życia” – z nią plotkować. Przy tym wszystkim Pan Bóg jednak wciąż był dla Teresy ważny, a jeszcze ważniejsze dla niej było mieć dobrą opinię. Bardzo się bała, żeby rodzina, a szczególnie ojciec nie musieli się jej wstydzić.
Posłuchajcie jak to wspomina:
„Jak długo przyjaźniłam się z Ines, a ona dzieliła się ze mną swoimi sprawami, nie wydaje mi się, żebym porzuciła Boga z powodu śmiertelnego grzechu. Chociaż bardziej bałam się, by nie stracić dobrej czci. Mój tata i siostra bardzo ubolewali nad tą przyjaźnią. Często mi ją wypominali. A ponieważ nie mogli zabronić, by Ines przychodziła do naszego domu, ich starania były bezowocne.
Czasami zdumiewa mnie szkoda, którą wyrządza złe towarzystwo, i jeśli sama nie przeszłabym przez to, nie zdołałabym w to uwierzyć”.
No nie było łatwo, przyznacie. Święta Teresa widziała to dopiero wtedy, gdy była już dorosła. Bo wspomnienia, które słyszeliśmy przed chwilą, zapisała w „Księdze życia”, gdy była już w klasztorze i miała ponad 50 lat.
Ale gdy dorastała, tata z niepokojem patrzył, jak córka nie opuszcza żadnego spotkania z przyjaciółmi, żadnej zabawy w mieście. Maria, starsza siostra, która po śmierci mamy zajmowała się domem i młodszymi dziećmi, też nieraz załamywała ręce i przerażona myślała, co też z tej Teresy wyrośnie. Bo na to, że siedemnastoletnia Teresa przejmie obowiązki starszej siostry, nie było co liczyć.
W Avila miały swój klasztor siostry augustianki, które prowadziły tam też pensjonat dla dziewcząt (taki współczesny internat). „To będzie dobre miejsce dla mojej córki” – pomyślał tata. I jak pomyślał, tak zrobił – umieścił tam Teresę. Dziewczęta w pensjonacie przede wszystkim uczyły się dobrych manier, dobrego zachowania i wszystkiego, co powinna wiedzieć i umieć przyszła żona i mama. Uczyły się szyć, haftować, ale też ładnie pisać i liczyć.
Posłuchajcie, jak św. Teresa wspomina tam swój pobyt:
„Przez pierwszy tydzień było mi bardzo trudno, ale nie dlatego, że tam przebywałam, raczej dlatego, że dręczyła mnie obawa, że wiedzą tam o moim lekkomyślnym postępowaniu. (…)
Chociaż byłam jeszcze wtedy absolutnie wrogiem zostania zakonnicą, miły był dla mnie widok tak dobrych zakonnic, gdyż takie właśnie były siostry tego domu, bardzo uczciwe i pobożne”.
I dobrze, że tata ją umieścił w pensjonacie sióstr, bo Teresa się uspokoiła, poznała nowe koleżanki, zaczęła prowadzić inne rozmowy. A o czym rozmawiała i nad czym zaczęła się zastanawiać, dowiemy się już jutro.
Zadanie na dziś: dowiedz się, czy w Twojej okolicy są zakony, które prowadzą szkołę, przedszkole czy świetlicę. Jak one się nazywają?