Brat Albert otrzymał na chrzcie imię Adam. Razem z rodzicami i trójką rodzeństwa mieszkał w Igołomi niedaleko Krakowa. Niestety, dzieci dość szybko straciły swoich rodziców. Adam miał osiem lat, gdy umarł tata, a kiedy miał 14, umarła mama. Na szczęście była ciotka, siostra taty, która zajęła się dziećmi. Adam zaczął studiować w Puławach, w Instytucie Rolniczo-Leśnym, gdy wybuchło powstanie styczniowe. Student postanowił jako ochotnik przyłączyć się do powstania. Ale niestety, w jednej z bitew został ciężko ranny i trzeba mu było amputować część lewej nogi poniżej kolana. Od tego czasu Adam nosił protezę.
Na studia rolnicze już nie wrócił. Jako że od dziecka lubił malować, postanowił studiować malarstwo. Najpierw w Paryżu, potem w Warszawie i w Monachium. Wciąż jednak szukał drogi. Zastanawiał się, co ma w życiu robić.
W tym czasie pod koniec XIX wieku w Krakowie i w innych wielkich miastach coraz więcej było biedy i nędzy, bo ludzie nie mieli pracy, nie mieli gdzie mieszkać. Wielu żyło z tego, co użebrali albo ukradli. Miasto nie miało pieniędzy, żeby im pomagać. Jedyne, co robiono, to otwierano tak zwane ogrzewalnie. Któregoś dnia do takiej ogrzewalni przyszedł Adam Chmielowski. Oszołomiony okropnym widokiem postanowił pomóc tym ludziom, zapomnianym i niepotrzebnym nikomu. Nie mógł ich tak zostawić. Był przekonany, że można im pomóc, że można ich ocalić pod warunkiem, że się do nich zbliży, by zdobyć ich zaufanie.
I co zrobił Adam Chmielowski? Zrobił tak, jak pomyślał. Przeniósł się do ogrzewalni miejskiej. W ludziach, których omijano z daleka, Adam Chmielowski zobaczył umęczonego Jezusa. Wciąż słyszał Jego słowa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Panu Jezusowi cierpiącemu nie umiał odmówić.
Święty Brat Albert mówił, że trzeba być dobrym jak chleb, który leży na stole, do którego każdy może podejść i ukroić kawałek dla siebie.

Zadanie na dzisiaj: Przejrzyj z mamą swoje ubrania albo zabawki – może masz coś, co mógłbyś ofiarować biedniejszym dzieciom.