Pogoda jednak rozumie, kiedy powinna być „udaną”. Ostatni tydzień pogodowy był iście kwietniowy: przeplatany trochę zimą, a trochę latem. A na wycieczkę Klubu Podróżnika udało się „zorganizować” idealne warunki meteo do wędrówki. Wyruszyliśmy wraz z p. Agnieszką Berezą i p. Ewą Łaskarzewską w piątkowy ranek i po godzinie byliśmy już na kazimierskim szlaku. Na początku naszej wyprawy udaliśmy się szukać skamieniałości w nadwiślańskim kamieniołomie. Następnie przeszliśmy szlak Plebaniego Dołu. Co by nie zawężać horyzontów Klubu Podróżnika skorzystaliśmy z zajęć artystycznych zorganizowanych przez Manufakturę Muzealną. Zobaczyliśmy wystawę prac wykonaną techniką linorytu, mieszczącą się w jednej z najpiękniejszych kazimierskich kamienic – Kamienicy Celejowskiej, a następnie udaliśmy się do Manufaktury wykonać pracę właśnie tą techniką. Dla niewtajemniczonych linoryt wykonuje się między innymi poprzez dłubanie dłutem w płytce gumowej. Każdy Podróżnik odczuł na własnej skórze, jak trudna to technika plastyczna, wymagająca wielkiego skupienia. Po warsztatach plastycznych udaliśmy się na posiłek do naszego schroniska zwanego Pod Wianuszkami, mieszczącego się w jednym z zabytkowych spichlerzy. A wieczorem spacerowaliśmy nad Wisłą, czytając legendy o Żydówce Esterce, Rozbójniczce Annie (nie udało się ominąć skojarzeń z tymi dwoma imionami) oraz o Kazimierskim kogucie. Trzy twórcze Podróżniczki zainscenizowały nam te opowieści. I w tej wesołej atmosferze zmęczeni, ale zadowoleni udaliśmy się na spoczynek. W sobotę rano, mając na uwadze, że inni turyści w schronisku mogą jeszcze spać, Podróżnicy rozłożyli gry planszowe i po cichu rozgrywali małe partyjki w schroniskowym holu, ku nieświadomości i błogiej niewiedzy wychowawczyń. Wyobraźcie sobie ten widok – jeszcze zaspani Podróżnicy, w piżamach, przy okrągłym stoliku z „planszówką”. Bezcenne! Po śniadaniu pieszo udaliśmy się do malowniczego Norowego Dołu, następnie na Basztę, do Zamku oraz na Górę Trzech Krzyży, gdzie trudno nie zachwycić się widokiem na Kazimierz i okolice. Odwiedziliśmy także dwa kazimierskie kościoły: Farę i kościół Reformatów z cudownym obrazem Matki Boskiej Kazimierskiej. Po południu wsiedliśmy do meleksów (czyli ekobusików zasilanych prądem) i pojechaliśmy do Korzeniowego Dołu oraz do Wąwozu Czarniawy, w którym mieści się żydowski kirkut. Kończąc wycieczkę kupiliśmy pieczone koguty – kazimierski przysmak – i pożegnaliśmy się z Wisłą, licząc, że jeszcze kiedyś tu wrócimy. Pełni wrażeń i wspomnień oraz obładowani pamiątkami wróciliśmy do Lublina.