Witam Was w środku drugiego tygodnia Adwentu. Z każdym dniem bliżej jesteśmy naszego celu, czyli Bożego Narodzenia.
Nasza przewodniczka adwentowa św. Teresa też już powoli znajduje drogę do swojego życiowego celu. A cel – jak pamiętacie – miała wyznaczony dawno. Miała zaledwie kilka lat, gdy zdecydowana była na śmierć, byleby tylko na pewno i jak najszybciej znaleźć się w niebie. Potem dużo się zmieniło. Tata miał sporo zmartwień z córką. Ale po różnych perypetiach Teresa coraz wyraźniej widziała drogę, którą ma iść przez życie.
Na wsi Teresa wróciła do zdrowia. Potem jeszcze pobyt u wuja, który – jak pamiętacie – zapowiadał się jak jedna wielka nuda, okazał się jednak szczęśliwy dla Teresy. Ona nie wiedziała, że ze starszym człowiekiem, wujkiem znajdzie wspólne tematy do rozmowy. Młodzi często myślą, że ze starszymi ludźmi nie ma o czym rozmawiać. A tu niespodzianka! Starsi ludzie wiele mogą nas nauczyć, bo już dużo przeżyli i dużo więcej wiedzą.
Po dwóch tygodniach pobytu Teresy u wuja, tata przyjechał po córkę szczęśliwy, że jest już całkowicie zdrowa, że tryska dobrym humorem, że jest radosna, i nawet do głowy mu nie przyszło, że tylko 3 miesiące będzie się nią cieszył.
W Teresie wciąż szarpały się dwa słowa „tak” albo „nie”. Co zrobić? Chciała powiedzieć „tak” i iść za Chrystusem. Ale czy będzie miała dość siły, żeby zostawić szczęśliwy dom, gdzie właściwie miała wszystko, i tatę, który tak ją kochał. Czy będzie umiała żyć w klasztorze?
W końcu padło „tak”, na które Pan Bóg długo czekał. Teresa zdecydowała, że zostanie zakonnicą, ale jeżeli już ma iść do klasztoru, to do karmelitanek. Tam wstąpiła jej przyjaciółka Juana.
Teraz czekała ją jeszcze jedna trudność. O swojej decyzji musiała powiedzieć tacie, rodzeństwu. A tata? Tata zdecydowanie powiedział: „Nie! Nie zgadzam się!”. Jego ulubiona córka nie może iść do klasztoru!
Ale po tym, co przeżyła Teresa, po tych wszystkich trudnościach, była już tak zdecydowana, że chociaż tata się sprzeciwił i było to dla niej trudne, nie zamierzała rezygnować. Potrzebowała tylko, żeby ktoś pomógł jej przejść z domu do klasztoru Wcielenia. A klasztor był za murami miasta. To z jej domu było jakieś pół godziny piechotą. Brata Rodriga, z którym uciekała do Maurów i z którym budowała pustelnię, nie było już w domu, bo wyjechał do Ameryki. Namówiła więc brata Antoniego, by pomógł jej w ucieczce przez ciemne uliczki Avila. Teresa tak to opisuje:
„Umówiliśmy się, że pewnego dnia wczesnym rankiem pójdziemy do tego klasztoru, w którym przebywała moja przyjaciółka. (…) Bardzo dobrze pamiętam, co się we mnie działo, gdy opuszczałam dom ojca. Takiego doznałam rozdarcia, że nie sądzę, by w godzinie śmierci mogło być ono większe. Zdawało mi się, że każda z moich kości oddziela się w swoją stronę i ze stawów wychodzi. Rozstanie z rodziną było tak trudne, że gdyby Pan mi nie pomógł, mimo najlepszych chęci, nie miałabym siły uczynić tego kroku. Ale dzięki Niemu doprowadziłam mój zamiar do skutku”.
Gdy Teresa razem z bratem Antonim stanęła przed furtką klasztorną i weszła do środka, poczuła w sercu wielki pokój. Stało się tak jak powiedział Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.
Nasza święta zaczęła nowy etap w swoim życiu. Miała wtedy dwadzieścia lat.
Proszę Was, żebyście dzisiaj pomodlili się za wszystkich, których Pan Bóg powołał do kapłaństwa albo do klasztoru, żeby mieli odwagę powiedzieć Mu: „TAK” i zawsze wiernie Go kochali.